W sieci

Po dwóch tygodniach protestów w sprawie ACTA, czytając gazety, teksty z portali i oglądając wszystkie możliwe telewizje; dochodzę do wniosku, że znów znalazłem się po stronie mniejszości; jednak tym razem, mam wrażenie, że większość nie tylko się myli, ale buduje po cichu system, który rozwala fundamenty porządku jaki znam; że pozwolę sobie na patos: kruszą się fundamenty naszej cywilizacji Ladys and Gentelmens!.
Oto argumenty i świat wartości wyznawców sieci, plus mój do niego (nieco zgryźliwy przyznaję) komentarz.

Czytaj dalej „W sieci”

Kocham Panią

Czy Panią to męczy?
Czy w Pani jęczy ten akord powtarzalny i smętny?
Czy przykry jest jak seks analny?
Może moralny, choć „nienormalny”?
Może normalny, acz „niemoralny”?
W każdym razie bezorgaźmicznie fatalny.
Że Panią kocham tak, jak
żuk na wspak
i trochę nie tak;
a może właśnie smak,
ust Pani i nie tylko dla,
i dla mnie nie wszak;
cicho sza, o tym jak,
Pani ochotę ma na;
i jeszcze też, o czym kto wie,
się dowie ten (żetem z żelem), komu i wdzięk,
Pani się śni w te letnie dni
i wszystkie Pani zakamarki.
Czy Pani więc, że skrócę sens,
do tak, czy nie,
no, czy Pani też,
choć trochę też, międli mnie,
w noce i dnie; bo ja tak chcę
widzieć, jak sen chowa już dzień
i opowiada nam-nas, a może nawet i
coś więcej.

Kocham Panią wieczorem i rano,
tak samo i czekam kiedy, Pani mi
powie, czy wie, no czy Pani mnie kocha
choć odrobinę po i przed,
a może nie, i tylko mi,
zostają drzwi i kawy poskąpi
dziś ten beznadziejnie przesłodzony Amor.

Umówmy się więc może oralnie,
proszę uwierzyć, kochanek
ze mnie jest genialny
i obcy mi przymiotnik machinalny.
Udowodnię to organoleptycznie
czyli namacalnie.
Chyba, że Pani też
liryczna jest i chce mieć
ech, od razu seks po grób sakralny.
Jeśli tak, padam u stóp, oświadczę się,
ujawnię się banalnie.
Jak Pani wie, domyśla się,
tak serio to
interesuje mnie,
po pierwsze Pani serce.

Bo w Pani jest taki jazz,
że mnie się chce, normalnie chce się
zaczynać i nie kończyć,
łajdaczyć w brzoskwiniowym sadzie.
Zapomnieć łatwo jest smak winegret,
lecz, nie musi nic skończyć się jak,
tyci dźwięk umierającej galaktyki.

Mąż wciąż i takaż żona

Jakiż to mąż, co na plakacie dopisuje „wciąż”,
czyli mąż bardzo warunkowy?
I jaka żona,
mocna strapiona
o ten niesmacznie dożywotni
kontrakt?

Może by się im przydał antrakt?
Lecz jaka szansa na to, że
znów zejdą się i nie zabłądzą
w nieswoich garderobach?
A może jednak sztukę tą/tę
do końca trzeba zagrać,
nawet w tych samych
co tu kryć,
nie najciekawszych scenografiach?

Cholera wie, jak mówić nie,
kiedy inaczej stoi w tekście.
I nie pomoże, że niby się chce,
bo jest tak również w didaskaliach.

Nawet reżyser trzyma się,
tego, co autor mu podrzucił.
I syczy, kiedy mu mąż,
fałszywie nutkę swoją nuci.
I wścieka się, i wrzaskiem strasznym się zanosi,
kiedy mu żona
swym seksapilem udręczona
już kona,
kolejność myląc scen,
bo właśnie grać powinna grzech.

Ale jej granie nie wystarcza
i nawet w przerwie za kulisami, z palcami zsynchronizowana
bardzo namiętna symulacja
(namiastką wszak jest masturbacja).

On umęczony jest więc od żony,
ona od męża udręczona,
a jednak pcha ich jakaś moc
do scen ostatnich
i do kurtyny opadnięcia.

Nie mam pojęcia,
co to jest i na widowni czemu też
da słyszeć się, nawet podziwu cichy wzdech.
Może w tym jest,
jakiś sens,
który odgadną tylko oni,
gdy ich ze sceny
śmierć pogoni?

A może nie,
kto go tam wie i jacy diabli go nadali,
dlaczego oni tak chcąc nie chcąc,
nawet przy pustej grają sali…

Robię sobie peerel

Zaczynam dzień
od nicnierobienia.
Po prostu robię sobie peerel.
Może coś później;
może coś chętniej.
Gwarancji nie ma,
na razie zatarł mi się cel.

 

Pod białą flagą,
wprost w ręce wroga,
cała naprzód i adieu!

 

Ref.
Wszystko mi jedno
i nic się nie chce.
Jutro na pewno,
znów wezmę więcej
i więcej będę wart.
Dzisiaj mam fart,
nie robię nic, zero całkiem nul.

 

Wehikuł mknie
z saturatorem
i w okamgnieniu niesie mnie, gdzie chcę.
Już nic nie muszę.
Już się nie śpieszę.
Trochę tu szaro,
dobrze, że wziąłem z domu zapas CKM.

 

Dziewczyny piszcie,
znajdziecie mnie:
nic kropka zero małpa nul.

 

Ref.
Wszystko mi jedno
i nic się nie chce.
Jutro na pewno,
znów wezmę więcej
i więcej będę wart.
Dzisiaj mam fart,
nie robię nic, zero całkiem nul.

 

peerel, skrót od: pełen re lax

Nie smakuje mi ten romans

Jeśli zostanę tu trochę dłużej,
to tylko po to by jeszcze brać…

 

Nie smakuje mi ten romans
i nie będzie, nie ma szans.
Krótka rozkosz, grzeszny lans.
Nie pierwszy raz, chwilowy trans.
Idź za drzwiami skomle miłość,
głupia czeka na swój los,
zdusi w sobie cichy lament,
ślepa ujrzy w tobie diament,
a dostanie lichy grosz.

 

Ref.:
Jeśli zostanę choć chwilę dłużej
to tylko po to by jeszcze brać.
I się umówię z aniołem stróżem,
niech przymknie oko i da mi znać
kiedy zapomnę, a może zasnę,
po co tu jestem,
że po to właśnie.

Nie rozumiem co tu robisz,
o co więcej prosić chcesz.
Nie płacz chłopcze, gdy wychodzisz,
tak się płaci za ten grzech.
Znów pobędę sobie sama,
dłoniom karzę znaleźć drogę,
do wspomnienia jego ciała.
Tyle przecież właśnie mogę,
sama kocham kiedy drżę.

Ref.:
Jeśli zostanę choć chwilę dłużej
to tylko po to by jeszcze brać.
I się umówię z aniołem stróżem,
niech przymknie oko i da mi znać
kiedy zapomnę, a może zasnę,
po co tu jestem,
że po to właśnie.

Nie podzielę się Tobą z nikim

Nie rozumiem jak ty chcesz,
przetrwać ten cholerny kryzys.
Przecież sama wiesz,
że w nas pęka balon kłamstw,
nie udawaj, że nie widzisz.
Może ustal jak, mamy zmartwychwstać
i lubieżnie się zawstydzić.
Może już wiesz jak:
się możemy, welwetowo nienawidzić.

 

Ref.:
Nie ma z tego nic,
co by warte było łzy;
i żadnego my,
nawet jeśli jeszcze nuty
grają to jest pic,
do cierpkiego: Se la vi.

 

Jutro jesteś moją ex,
wszystkie lata ze mną grzebiesz.
I w cmentarny dół,
rzucasz zgniłych słów,
całe garście i nasz sex.
Wszystko naraz chciałaś mieć,
ze mną piekło a z nim niebo.
Nie kłamałaś mówiąc, że
każda z was jest przecież Ewą.

 

Ref.:
Nie ma z tego nic,
co by warte było łzy;
i żadnego my,
nawet jeśli jeszcze nuty
grają to jest pic,
do cierpkiego: Se la vi.

 

Nie podzielę się Tobą z nikim…

Mechaniczna mrówka

Śniła mi się piosenka,
taka była piękna.
Nie potrafię sobie przypomnieć,
melodii,
tekstu też nie.

Śniło mi się życie,
takie było dobre.
Nie potrafię sobie przypomnieć,
dlaczego,
jaki miało sens.

 

Ref.:
Budzę się jak co dzień,
sprawdzam baterie
i spajam obwody,
wprawiam w ruch plastikowe tryby.
Jestem zaprogramowany!
Jestem zaprogramowany!
Jestem zaprogramowany!

 

Śniła mi się miłość,
taka wielka, jedyna.
Nie potrafię sobie przypomnieć,
ust,
piersi też nie.

Śniła mi się maszyna,
niedoskonała i żywa.
Nie potrafię sobie przypomnieć,
w czym,
była lepsza
ode mnie.

 

Ref.:
Budzę się jak co dzień,
sprawdzam baterie
i spajam obwody,
wprawiam w ruch plastikowe tryby.
Jestem zaprogramowany!
Jestem zaprogramowany!
Jestem zaprogramowany!

Moja Lady Pank

Krzychowi Studzińskiemu dedykuję….

 

Jeszcze się nie skończył,
jeszcze mi tu gra.
Winylowy longplay,
wspomnień rzuca garść.

Tych nut mi brak,
tak bardzo brak.
I tamtych lat,
najlepszych lat,
z moją Lady Pank.

Ref.:
Kręć mnie,
czarna płyto kręć;
łezkę w oku też.
Trzaskiem uszy pieść.
Chciałbym znowu mieć,
do życia chęć.

Już dawno nie nęci,
i już dawno zgasł:
gadżetów blask;
z paciorka marzeń zaszydził czas.

Wtedy to był czad,
gdy każdy dźwięk,
wybrzmiewał sens.
Zaczynałem dzień,
z moją Lady Pank

Ref.:
Kręć mnie,
czarna płyto kręć;
łezkę w oku też.
Trzaskiem uszy pieść.
Chciałbym znowu mieć,
do życia chęć.

Z moją Lady Pank…

Miłość pięćdziesiąt plus

Ref.:
Miłość pięćdziesiąt plus,
nieregularny puls,
lecz kto by się tym przejmował,
skoro w nas blues,
tak samo gra jak gdyś pierwszy raz mnie całował.

Już bardzo siwe skronie,
co z tego, że, wszak Pani wie,
jak usta me gorące
i jak spragnione dłonie,
by porwać ją w tańce, hulańce,
co kończą się nad ranem.

Już z czasem pogodzeni,
co z tego, że, wiosna nie zmieni,
nie przetasuje kart,
w rozdaniu nowym lat nie ujmie ;
gdy w oczach skrzą się iskry
i one znów, rozpalą serca wszystkim.

Ref.:
Miłość pięćdziesiąt plus,
nieregularny puls,
lecz kto by się tym przejmował,
skoro w nas blues,
tak samo gra jak gdyś pierwszy raz mnie całował.

Proszę nie mówić nic,
w ramiona moje skryć, nie wstydzić pożądania.
Drugiej kolejki, nie wypije ani błazen,
ani król, próżny egzystencjalny ból
i próżna próba zmiany ról,
bo raz się żyje
i żyje się do końca.

Ref.:
Miłość pięćdziesiąt plus,
nieregularny puls,
lecz kto by się tym przejmował,
skoro w nas blues,
tak samo gra jak gdyś pierwszy raz mnie całował.