Ksiądz

Proboszcz Parafii p/w Opatrzności Bożej w Łodzi
ks. Zdzisław Kowalewski
d/w Metropolity Łódzkiego arcybiskupa Marka Jędraszewskiego

Drogi Księże Proboszczu! Wśród licznych obowiązków katolika jest i ten, żeby w przypadkach rażących przewin, mogących wywołać zgorszenie nie tylko wśród współwiernych, przewin które powtarzają się i zdają się cieszyć milczącym niechby przyzwoleniem tych, co reagować powinni jako pierwsi, jest obowiązek, by katolik katolika upomniał. Śmiem Księdza Proboszcza upomnieć i niniejszym to czynię.

Ksiądz Proboszcz od długiego już czasu pisze, a następnie wygłasza kazania, które nie mają nic wspólnego, nie tylko z chrystusowym posłaniem, ale i zdrowym rozsądkiem. W kazaniu, które wygłosił ksiądz proboszcz drugiego dnia Świąt Bożego Narodzenia nie było nic albo prawie nic z prawdy (przez wielkie i małe „p”); sporo było natomiast sofistyki, która jest pierwszą bronią Złego. Ksiądz Proboszcz budując mało wyrafinowane paralele pomiędzy tymi, którzy w przeszłości prześladowali chrześcijan, a dzisiejszą opozycją wobec rządu Prawa i Sprawiedliwości, dopuścił się więcej niż nadużycia. Popełnił Ksiądz Proboszcz zbrodnię na słowie; zbrodnię, która w niesprzyjających okolicznościach może być podglebiem przemocy fizycznej. Jeżeli Polak z powodu różnic przekonań politycznych uderzy Polaka, a nie daj Bóg zamorduje, to Ksiądz Proboszcz będzie miał krew na swoich rękach. Co ma bowiem wspólnego z niepodzielną arystotelesowską prawdą (jakże ważną choć przez małe „p”), teza Księdza Proboszcza o prześladowaniu Kościoła przez dzisiejszych oponentów władzy, który to Kościół, Ksiądz bez namysłu utożsamia z polskością (i vice versa)? Który z przywódców opozycji, choćby słowem najmniejszym, wspomniał o zamiarze prześladowania Kościoła? Przecież wśród protestujących na ulicy i parlamencie są katolicy; są potomkowie polskiej szlachty, inteligencji, żołnierzy Armii Krajowej; są też opozycjoniści z czasów tzw. Polski Ludowej, wspaniali ludzie i patrioci… Jak więc Ksiądz Proboszcz może budować nienawistne zdania, które zrównują krwawego dzieciobójcę Heroda drżącego o swoją świecką władzę z tymi, co mają prawo i mandat społeczny, by mówić „nie” działaniom władzy, które z definicji mogą i powinny być oceniane, recenzowane, podważane? Taka jest wszak natura władzy świeckiej, że bywa omylna, głupia, porywcza… i to różni ją od Władzy Wszechmogącego, który jest Prawdą Jedyną. Jak Ksiądz Proboszcz może zrównywać dzisiejszą opozycję do prześladowców św. Szczepana? Powtórzę: obraża Ksiądz Proboszcz zdrowy rozsądek. To Zły mówi przez Księdza, czekając niecierpliwie na czas, kiedy jeden Polak uwierzywszy we własną nieomylność i doskonałość, zacznie mordować w imię „wyższych celów” drugiego Polaka. Przypomnę Księdzu: świat cywilizacji zachodniej ma na sumieniu dwie straszne ideologie, których celem była budowa raju tu na Ziemi; jeden miał być rajem dla rasy panów, drugi rajem bez klas, nierówności i wojny. Jeden i drugi nie był niczym więcej, jak piekłem na Ziemi. W jednym i drugim nie było miejsca dla Jezusa Chrystusa. Tak się składa, że w żadnym z nich, nie było też miejsca dla Polaków i polskości… Ksiądz Proboszcz chciałby, żeby w imię „jedności narodowej” i innych niemądrych iluzji, które pod pozorem dbałości o wspólnotę kryją przemoc, znów zapanował tu i teraz jakiś szatański porządek, który ogłosi, iż „tylko jedna racja” będzie obowiązującą? Nie ma jednej racji Księże Proboszczu! Świat jest jeden i Prawda jest jedna, ale świat podlega różnym interpretacjom, a Prawda nie szuka za wszelką cenę dowodu. Ona nie jest z tego świata. Wierzymy, że Bóg stał się Człowiekiem. Jego Słowo jest niezmienne i obowiązuje po koniec czasów. Słowo jest jedno, rzeczywistość jest jedna, ale powtórzę, interpretacje są różne, ludzie są różni i Polacy też. Kto żąda jedności ten popełnia zbrodnię, choćby o tym nie wiedział. Piszę to jako Polak, katolik, ojciec rodziny, historyk, publicysta, nauczyciel, policjant… Proszę Księdza Proboszcza o opamiętanie! Póki nie leje się krew, jest jeszcze czas. Ksiądz Proboszcz podobnie do mnie nie lubi tzw. „politycznej poprawności”. Cel wydawał się tutaj szlachetny: nie wolno wszak obrażać innych, pozbawiać ich godności, poczucia własnej wartości… Jednak mowa nasza powinna być, wedle słów Jezusa Chrystusa: „tak, tak, nie, nie”. Katolik musi więc uważać na język zapamiętały i odrzucić ten, który niczego nie nazywa po imieniu; katolik musi znaleźć sposób, by głosić Prawdę przez wielkie „P”, upominać się o prawdę przez małe „p” i nie ranić jednocześnie bez potrzeby drugiego człowieka. Kiedy słucham pełnych tyrad kazań Księdza Proboszcza o tym, jak zagrożona jest nasza cywilizacja, Kościół w Polsce, jakim złem jest „lewacki” język, to zastanawiam się, czy Ksiądz dostrzega jak bardzo politycznie poprawny, tylko już nie „lewacko”, ale „prawacko” jest język Księdza Proboszcza? Chce Ksiądz Proboszcz prawdy: proszę bardzo. Prawdą jest, że komunizm w Polsce budowali nie tylko Sowieci, w tym i garstka komunistów żydowskiego pochodzenia; prawdą jest też, że setki tysięcy ochrzczonych polskich, najczęściej chłopskich synów ochoczo wstąpiło do Polskiej Partii Robotniczej i Urzędu Bezpieczeństwa. Ma Ksiądz odwagę, żeby sprzed ołtarza wygłosić taką prawdę? Kilkanaście tysięcy żołnierzy wyklętych i kilkaset tysięcy ochotników w PPR i UB! Jeżeli Ksiądz Proboszcz chce prawdy: proszę bardzo. Ksiądz Biskup Stefan Wyszyński czekał zamknięty przez czerwonych katów w więzieniu, być może na wyrok śmierci. W tym samym czasie tysiące katolickich księży wstąpiło do Ruchu Księży Patriotów licencjonowanego przez władzę, czerpiącej w tym przypadku, wzorce z krwawej i nienawistnej w dużej mierze wobec Kościoła, rewolucji francuskiej. Chce Ksiądz Proboszcz prawdy, proszę bardzo: w latach siedemdziesiątych w opozycji do władzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej podległej Moskwie, była garstka odważnych: o lewicowych, ale demokratycznych i prawicowych przekonaniach; a w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej było trzy miliony Polaków; ochrzczonych w przeważającej części. Ma Ksiądz Proboszcz odwagę, żeby powiedzieć to swoim parafianom; przypomnieć im, że nie wszyscy sprostali; wypomnieć im słabość, oportunizm, chęć przetrwania, na rzecz której poświęcili Prawdę i Ojczyznę? Historia Polaków jest pod wieloma względami bardzo ewangeliczna: chwile chwały mieszają się w niej z epizodami podłości i długimi okresami uśpienia-letniości. Taki jest człowiek. I taki jest Polak. Wmawianie Polakowi, że jest lepszy, szlachetniejszy, Chrystusowi bliższy (od innych nacji), jest hodowaniem narcyzmu, dopieszczaniem pychy, która jak mówi znane powiedzenie, kroczy przed upadkiem. Chce Ksiądz Proboszcz czarno białego świata manichejczyków. Ale ani świat, ani Polska nie są czarno-białe. Mimo faktów pragnie Ksiądz Proboszcz widzieć w obecnej władzy, strażników polskiej tradycji i katolickiej moralności. A prawda jest taka, że człowiek, który Polską rządzi jest starym samotnikiem, jego bratanica rozwiedziona po raz drugi ma kolejnego „przyjaciela”, a szef publicznej telewizji, tej nie waham się napisać: fabryki sofizmatów, właśnie się po raz drugi ożenił… Bez dwóch zdań, do katolików „wyznawców obecnej władzy”, jak znalazł pasuje cytat z bolszewickiego koszmaru: „jeżeli rzeczywistość przeczy założeniom, tym gorzej dla rzeczywistości”… Podobnie jak Ksiądz Proboszcz, nie lubię w Kościele nowinek i nie zgadzam się, by władzę w nim przejęli zwolennicy „zastąpienia opłatka hamburgerem” (cytując pewnego krakowskiego konserwatystę). Od zawsze w Kościele szukałem nie tylko Prawdy, ale i klasy, o którą w świecie plastikowej kultury, telewizyjnej papki, równania w dół w imię fałszywie pojmowanej równości i sprawiedliwości, coraz trudniej. Nie ma jednak nic wspólnego z klasą, kiedy Ksiądz Proboszcz nazywa w czasie kazania, biskupa swojego Kościoła „śpiochem”. Można nie przepadać za interpretacjami biskupa Pieronka, ale nazywanie go szpiegiem (w domyśle: „sił” wrogich Kościołowi) to akt wymierzony w fundament Kościoła! Kościół nie jest instytucją demokratyczną i dzięki Bogu. Ksiądz Proboszcz ma obowiązek podporządkować się hierarchii i ma Ksiądz obowiązek być lojalnym wobec tych, którzy sprawują funkcje biskupie! Nie oznacza to przecież zamykania Księdzu ust; wystarczyło inaczej dobrać słowa, by powiedzieć to, co Ksiądz miał na myśli. Nie ma bowiem Księże Proboszczu jednego patriotyzmu. Polska jest jedna, ale tradycja narodowa, tradycja piłsudczykowska, ludowa, lewicowa są różne. Choć każda z nich jest tradycją polską. Ksiądz miał okazję opowiedzieć o tym parafianom przez cały ostatni rok, kiedy przez Polskę przetaczała się, przy odrobinie dobrej woli niech będzie, nazwijmy to: debata na temat uchodźców. Jedyne, co udało mi się usłyszeć w moim parafialnym kościele to peany, słuszne skąd inąd, na cześć Victorii Wiedeńskiej. Szkoda, że Ksiądz Proboszcz nie wykorzystał okazji, by swoim parafianom opowiedzieć o wyznawcach Allaha, którzy u boku Polaków i Litwinów bili sługi szatana odziane w białe płaszcze z czarnym krzyżem pod Grunwaldem; szkoda, że Ksiądz Proboszcz nie wspomniał o Tatarach, którzy uznali, że lojalność wobec Rzeczpospolitej jest ważniejsza od tępej lojalności wobec współwyznawców i dali odpór tureckiemu imperium pod Wiedniem. Zapomniał o tym Ksiądz Proboszcz w imię „prawackiej poprawności”, czy też z innego nieznanego mi powodu? Szanowny Księże Proboszczu, sytuacja w Polsce jest napięta tak bardzo, że zasadna staje się obawa, że może dojść do bratobójczej walki. Kościół musi w tej chwili być sprzymierzeńcem pokoju. Wszystko, co my katolicy mamy do zrobienia w miejscach, gdzie mieszkamy, gdzie pracujemy, to wyciszenie emocji; przypomnienie, że Prawda Boga i polityka to nie są światy tożsame. Niedługo już, jak co roku, jeden z kapłanów naszej parafii ma odwiedzić mój dom. Jako głowa rodziny podjąłem decyzję, że nie chcę takiej wizyty. Piszę to z bólem, nie będąc pewnym, czy nie reaguję histerycznie. Niemniej jednak: tak właśnie się stanie. Dopóki Ksiądz Proboszcz nie przeprosi za język pełen jadu, dopóty nie życzę sobie żadnych duszpasterskich wizyt. Ksiądz nie może zamknąć przede mną drzwi kościoła, ja drzwi swojego mieszkania mogę i robię to. Na koniec chciałbym napisać jeszcze jedno, bojąc się, że Ksiądz Proboszcz, żyjąc być może w bańce samoakceptacji i uwielbienia dla własnych przekonań, uzna, iż pisze do Niego jakiś podrabiany katolik, o nie daj Boże „wiadomym pochodzeniu”. Otóż Księże Proboszczu, jeżeli to dla Księdza istotne, jestem chłopskim wnukiem; nikt z mojej rodziny nie był członkiem PZPR; nikt nie był ubekiem; mój pradziad zakładał w Galicji Stronnictwo Ludowe, mój dziadek, jako członek Mikołajczykowego PSL był w Batalionach Chłopskich; obydwaj dziadkowie byli w niemieckich obozach pracy; mój wuj jest księdzem… nie mam wśród bliskich ani wielkich bohaterów, ani szubrawców… ot, jak chcę wierzyć: przeciętna polska familia.
Z Bogiem: Michał Augustyn