Wiosna bez Ciebie

-Spacery, rowery,
ciepłe deszcze, burze i świerszcze pierwsze;
krótkie spódniczki, w stringach agnostyczki i katoliczki…
-I co tam jeszcze?
-No, kwiatki z rabatki
i pod oknem
ładne, już całkiem rozkwitłe, są róże.
-I tyle?
-Nie, bo robaczki, biedronki, motyle;
też ptaszki: skowronki, słowiki i gile.
-Ty wiesz, jak gil wygląda? A wróble?
-Są!
-Na pewno?
-Królewno: wróble są od Tuwima-być muszą;
o i much też od cholery!
-A maniery?
-Jak zwykle srają, gdzie mogą
i prowokują,
zasilą więc zbiór czytelników gazet topniejący.
-Ale nie ich, twoje!
-Co moje? Doskonale, powoje też w modzie w ogrodzie,
bluszcze się silą na dżunglę,
więc się dwoję i troję,
żeby mnie zielone widziadło nie zjadło.
-Czyli wiosna?
-Ło, i to jaka radosna, ta wiosna;
hejże ho i chyżo
na łąki wąchać pąki,
łapać pająki, byle nie wyrywać nóg.
A jak siana stóg,
to pochędożyć, czyli pożyć;
brać te dziewczyny o piersiach Diany
i pośladkach Jenifer Lopez,
(na plaży w Saint Tropez; rym dryń, bym bim, a nawet bom);
a jaka ich skóra glazura z marmura (gramatyka majem mi fika),
aksamitna jest i pachnąca.
Niech puszczają soki,
jak wczesnokwietniowe brzozy
i drżą jak osiki, kołyszą jak wierzby:
ze mną, nade mną, pode mną i jak chcą!
-To może wpadnę?
-No ja myślę, że wpadniesz kochana,
pokażę ci innego kasztana,
co kwitnie pierwszy w mieście,
dla takich jak my
dwadzieścia lat po maturze
czy dłużej, znaczy więcej
i im szepce,
że to nie jest nieszczęście
i że się zdarzy jeszcze
taka miłość młodzieńcza.
-Jak z wiersza?
-Yhm, jak z wiersza, taka pierwsza, jedyna, największa.
-Ojej, a to możliwe jest?
-No jasne i nawet dam ci z ziemskiego nieba gwiazdę!
-I ty tak na poważnie?
-Jak najbardziej i będzie niemoralnie:
oralnie, banalnie, konceptualnie… klientka nasza pani
i mru, mru ani-przyjeżdżaj.
-Ale jak, przecież ja nie żyję!
-Zaraz tam, nie żyję o tyle o ile, ja mam to samo
o piątej trzydzieści, co rano.
-Taki jesteś kochany, niezmiennie,
wiosennie, ale ja umarłam na zimne amen; już mnie zawsze głaszcze i nieskończone.
-Naprawdę? Czyli nie?
-No nie, ale ty się ciesz i jak jeż
tuptaj do tych, które zjesz;
póki gorące czekają na łące
i chcą jak dżdżownice do deszczu.
-To pa i ani łza?
-Nawet mała, najmniejsza,
wiosna nie płacze i nam nie wypada.
– A właśnie, że tak i tu pod kasztanem znajomym, w czasie burzy, o rower oparty,
tak chlipiąc tym marnym wierszem sobie, o wiosnę nie dbając, strasznie tęsknię po Tobie…