Aborcja

Zadowalał mnie do tej pory argument: życie jest najważniejsze, ergo należy je chronić; plus trzy wyjątki w ramach „kompromisu”. Nie poświęcałem temu uwagi, nie miałem ochoty, nie chciało mi się.
1. Kto płacze po poronionym płodzie? Nikt, poza parami starającymi się o dziecko: ojciec czeka, matka się kłuje hormonami, nie udaje się raz drugi trzeci, surogatki, klęska, płacz, wydane miliony. Normalny, przeciętny katol jak ja, nie płacze po embrionie. Intuicyjnie odbieramy początek życia jako proces. Nieuchwytność w akcji. Było, nie ma, no problem. Jak podrążymy, to się dowiemy, że w chuj i ciut ciut, duża cyfra zarodków się nie zagnieżdża w macicy albo jest inny powód, że ciało matki samo z się, tj bez udziału jej woli, abortuje „dziecko”. Upławik, krwawienie albo i nie. Było nie ma, nawet nikt nie wiedział (bywa i tak). Kanalizacja.
2. Kto pierwszy „to” nazwał dzieckiem? Na pewno nie dwaj wielcy święci mojego Kościoła czyli Św. Augustyn i Św. Tomasz. Mogli założyć, że dusza wstępuje w ciało od razu po poczęciu. Nie założyli. Jezus też się nie zajmował embrionami. Kościół do dzisiaj nie odpowiedział sobie i mnie na pytanie: od kiedy jest człowiek. Broni na wszelki wypadek. Staje po stronie idei życia. Ma rację: życie to cud. Na tej planecie (jeszcze) jest wszędzie, ale już w najbliższej kosmicznej okolicy… pizdeczka, nie ma nic, pusto i zimno, naprawdę nic, ewentualnie materia nieożywiona. Wracając do: nie urządzamy więc pogrzebów, nie ogłaszamy żałoby, nie piszemy trenów; rzadko w ogóle embriony chowamy-częściej, porzucone w szpitalu, palą się razem z odciętymi kończynami, flakami, guzami, czyli tym, co nam lekarze zabierają z naszych ciał, żebyśmy mogli jeszcze pożyć; nie chrzcimy ich w brzuchach matek, nie nadajemy imion, oddając pod opiekę świętym patronom. Nie oni: lewacy, ateiści, szalone feministki genderystki, lgtb, cywilizacja śmierci. My katolicy.
3. Mówią, że to ma coś wspólnego z seksem, że nam zaordynowano jedynie seks małżeński i ku poczęciu; dlatego abort jest taki grzeszny. Się poczęło, się ma urodzić, bo po to jest małżeństwo, a małżeństwo to sakrament, a sakrament to drzwi do „tamtego świata”, a tamten świat to Bóg. Kto abortuje, ten Boga nie miłuje, a może nawet kill Him. Nie wiem, może taka jest geneza.
4. Jeżeli to są dzieci, to kto pierwszy ruszy na kliniki in vitro, ratować zamarznięte embriony? Nie wolno nam zamrażać ludzi. To nie warzywa, owoce na zimę, nie lody pistacjowe i nie kawał mięsa schowany na zapas. Kto by człowieka zamroził, ten by się naraził na karę pozbawienia wolności lat 25, a może i dożywocie. Czy razem z embrionem zamrożonym na poźniej, ale pamiętajmy bez gwarancji na lajf, zamrożono też jego duszę? Czy też dusza czeka na odwilż, gdzieś tam u Pana (właściwie to, gdzie te dusze są przechowywane)? Wcześniej o tym nie myślałem, ale teraz mię natchło. Lubię pure nonsenowne poczucie humoru i te banery, kartony z: „został tylko anal” „strach się ruchać” „urodzę wam lewaka” coś musiały ruszyć w mózgu mym, bo się walą na mnie pytania o embrion, jak nieszczęścia na „ten kraj”-ile by nie walczył o, to i tak jakieś wszystko marne, w pół drogi między rozumem, a szaleństwem, Zachodem i Wschodem ruskim, bo ani Dalekim, ani Bliskim wszak.
5. Co by było, gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę? Trylion aborcji by było. Ja bym się nikogo nie pytał, co mam zrobić z alienem na pokładzie o jednym oku wypływającym, mózgu rozsadzającym czaszkę i co tam jeszcze, popuśćmy wodze fantazji, który to alien na dodatek może dednąć i zgnić w moim bęcu, co niechybnie da sepsę i zmniejszy szansę na wieczorną porcję szkockiej. Sorry Winnetou, ale abortował bym gołą ręką. My mężczyźni żeśmy niejedno dzieło na ten temat popełnili. Np w „Ósmym obcym pasażerze Nostromo”, „to” się zalęgło w członku załogi i wiadomo jaki był efekt. Wlazło via oral, a wylazło z klatki piersiowej (z młodej piersi się wyrwało i to przy obiedzie…), dobrze, że nie z dupy, chociaż Obcy miał też ogon, którym tak dziwnie się koło tyłka ofiary kręcił, zanim jej nie rozjebał czerepu, ukrytą w gardzieli dodatkową paszczą. Diabeł znaczy. Albo „Głowa do wycierania” i „Człowiek słoń”. Deformacje ciała, raczej miażdżą głównych bohaterów. Regułą jest wszak, że się spierdala od żony, która powiła potworka. Niech się sucz męczy, to ona powiła; on szuka nowego nosiciela, jak mu Matka Natura dbająca o sianie genem tu i tam wszędzie, podpowiada.
6. Dlaczego mówią o ciąży „stan błogosławiony”? Moja żona, będąc z córką w ciąży, to znaczy z embrionem, który urósł w moją kochaną córkę, ciągle rzygała. Była zielona-taka ufoludka rzygająca. Córka ją truła. Nie znam się na tym i nie wiem, czym ją truła, ale mało to miało wspólnego z „błogosławieństwem”. A już te porody, to w ogóle jazda jest: wycie z bólu, siność twarzy, bryzgają wody płodowe, lekarz nacina cipkę, dziecko pcha swój wielki łeb i wyłazi będąc jeszcze pół rybą, bo tlen dostawało rurą do brzucha, a w płucach miało wodę-płyny owodniowe dokładnie, czyli taki glut, jakim się krztusi Neo po wybudzeniu z Matrixa; po czym jako fajerwerk ze sklepu z podrobami, rodzone jest łożysko, które dopóki przy tym nie byłem, kojarzyło mi się z kulkami żelaznymi upchanymi w krążku; lekarz ogląda to coś, przypominające świńską wątrobę, mazia skaleczoną waginę jodem, tnie pępowinę w międzyczasie położna, cała podłoga we krwi ujebana, no rewelacja normalnie (zapowiedziana w Genesis, nie można się przyczepić, że Bóg tego wpierdolu kobiecie nie obiecał, bo obiecał i słowa dotrzymał). Chuja tam błogosławiony, to jest czas przepierdolony raczej i spore zagrożenie dla zdrowia życia nosicielki, mimo niewątpliwych postępów medycyny.
7. Czy oni wiedzą o ewolucji? No ci „obrońcy życia”. Może gdyby się dowiedzieli, inaczej widzieliby, definiowaliby „człowieka”. Jeżeli Bóg stwarza w procesie, a nie akcie jednorazowym (dla Niego to może być to samo, bo jest poza takimi sprzecznościami, jest Panem paradoksu), jeżeli daje ewolucji meandrować, jeżeli dopuszcza niewielki (?) element chaosu, jeżeli tyle wspólnego mamy z naszymi braćmi mniejszymi (dlaczego mniejszymi, słonie na przykład są większe, a papużki bardziej nierozłączki, niż katolickie małżeństwa z wytrychem pt uznanie nieważności) itd., to jakoś tak zrozumiałe stają się bardziej, te trisomie, wodogłowia i inne wpadki istnienia. Niedorobieni jesteśmy mocno: dwunożna postawa skazuje mnie na ból kręgosłupa; oko byśmy nawet lepiej zaprojektowali od „Stworzyciela”, że o prostacie nie wspomnę. Fuszerka. Rzadko to wygląda jak Dawid Michała Anioła. A nawet jeśli, to krótko: komórki się dzielą, energię tracą, mutują, ciągle walczymy o nowy początek, a kresem tej walki jest dednięcie niechybne. Może gdyby zobaczyli niedoskonałość zamiast „na obraz i podobieństwo”, byliby szczęśliwsi i odpuścili odrobinę nam wszystkim, a najważniejsze: kobietom.
8. Spotkałem ich kilku. Więcej niż kilku. Taki los człowieka o konserwatywnych przekonaniach, że ich spotyka. Kiedyś na spędzie stowarzyszeń, które łączyła nienawiść do „seksualizacji dzieci”, jeden z nich mi powiedział: „orgazm nie jest warunkiem udanego życia seksualnego kobiety”. Chciałem mu zmiażdżyć nos z bańki, ale byłem z żoną, która nie lubi, kiedy jestem agresywny. „Mój mąż nie jest bandytą”-mawia moja dobra żona (a ja jestem trochu bandytą, ja chcę być bandytą, lubię być bandytą). A ty chuju może byś miał udane życie seksualne bez orgazmu co, może byś rybi chuju miał? Weź zamroź swoją brunatną spermę w lodówce i wstrzykuj swojej ślubnej, żeby poczynała-da się, no jak nie, jak tak. Skoro celem jest stan błogosławiony, to może przestań wkładać w nią swoją kutangę narodowo-katolicką? Przecież penetracja nie jest warunkiem sine qua non poczęcia. Czy wiesz wszarzu, że jej wargi sromowe i łechtaczka nie mają innego zastosowania niż przyjemność? Po to są. Może więc w tym wszystkim chodzi o seks (z nimi na wyłączność), władzę (nad nimi), pieniądze (żeby mieć z nimi seks na wyłączność i władzę nad nimi)? Może gdyby arcybiskup i prymas named Polak (nomen omen) powiedział: liżcie cipki żon waszych i penetrujcie je, aż je zaspokoicie, aż im orgazm dacie, bo tak chce Pan nasz Bóg nasz w Trójcy Jedyny, może wtedy wszystkim by ulżyło, może by jad spłynął Wisłą do Bałtyku i dalej ku Szwecji, żeby im w tej krainie sodomii, w tym królestwie genderyzmu, tak dobrze nie było jak jest, żeby im tak źle było jak nam, a nam chociaż przez chwilę tak dobrze jak im? Nie wiem.
9. Musi być stąd jakieś wyjście powiedział karzeł do złodzieja, ale tym wyjściem nie jest system. Na pewno nie ten. O nie.
Michał Augustyn