1050 lat temu, chrzszczono ludzi, nie kraj Mieszka. Ukształtowany już system etyczny, nie nadał Polsce formy niezmiennej; nie miał takiej mocy sprawczej. Jedno było: chrzczenie ludzi, a drugie: budowanie państwa.
M., o którym wiemy
Wiemy o nim tyle, co nic. Był. Władał krainą, z centrum władzy w Gnieźnie. Ożenił się z Dobrawą, a po jej śmierci z Odą. Ochrzcił siebie i poddanych w obrządku łacińskim. Bił się ze zmiennym szczęściem, z przygranicznymi niemieckimi sąsiadami (poddanymi Cesarza Rzymskiego Narodu Niemieckiego, do których i on się zaliczał od 966 roku po Chrystusie) i poganami. Wtrącał się w konflikty wewnętrzne Rzeszy. Miał dzieci: wśród nich-genialnego, jak się okaże, Bolesława. Ze źródeł, co je kot napłakał, mniej więcej tyle mamy pewników.
Mieszko Być Może
Kraj, którym rządził to już była Polska, a może jeszcze nie. Był Słowianinem, a może Wikingiem. Mówił więc w języku, który przypominał polski (słowacki, słoweński, ukraiński), a może w języku Skandynawów (albo w jednym i drugim-jeżeli matka pochodziła z Północy, a ojciec był Słowianinem). Miał na imię Mieszko, a może Dagome. Wiedział, czym różni się kościół łaciński od greckiego (do 1054 roku formalnie jeden), do mieszkowego władztwa docierali przecież od dawna misjonarze obydwu obrządków; a może nie miał pojęcia o tym, gdzie Rzym, a gdzie Konstantynopol i dlaczego dwa rzymskie (!) cesarstwa nie połączą się w jedno. Chrzest miał być tylko „na próbę”, a może jego rodzina (ojciec, dziadek) od dawna rozważała przyjęcie chrztu, jako arcyważny element i narzędzie budowania spójnego i silnego państwa, trzeszczącego w szwach pod naporem polityki Drang nach Osten. Mieszko do śmierci pozostał w głębi serca oddany Perunowi i Świętowidowi, a może dał się szybko zauroczyć historii i przesłaniu Jezusa z dalekiej Palestyny, o którym opowiadała mu żona i niemieccy zakonnicy (stając się tak samo gorliwym chrześcijaninem, przystępującym do komunii kilka razy dziennie, jak czterysta lat później pogański litewski książę, co został królem dwóch państw i kilku narodów). Może było tak, a może inaczej. Nigdy się tego nie dowiemy.
Mieszko narodowy, katolicki i jasnowidzący
Przyjął chrzest z Zachodu, bo wiedział, że za pięćset lat (!) upadnie Bizancjum, którego dziedzicem stanie się prymitywna Rosja, łącząca (w sobie): mongolskie okrucieństwo, wschodni despotyzm i chrześcijaństwo rzadko odwołujące się do rozumu. Mieszko miał świadomość, że jedynym pełnoprawnym dziedzicem antyku jest Zachód i że przynależność do łacińskiego świata, do świata papieskiego Rzymu, równa się: cywilizacja, postęp i dobrobyt; a bizantyński Wschód to w przyszłości: moskiewskie barbarzyństwo, tępy mistycyzm i bieda. Wybór był jeden: cywilizacja łacińska albo przeciwieństwo cywilizacji jako takiej. I jedna była przyszłość: już wtedy napisana. Dlatego właśnie Mieszko ochrzcił Polskę i uczynił ją katolicką na wieki wieków (amen).
Prawie wszystko się mogło zdarzyć
Bizancjum stało cywilizacyjnie o klasę wyżej od łacińskiego Zachodu (pierwszy uniwersytet, biblioteki, ustrojowe odpryski greckiej demokracji i rzymskiej republiki…); zresztą tak samo miała się konfrontacja Zachodu z ówczesnym światem islamu. Jeżeli więc Mieszko przystępował do chrztu w obrządku łacińskim świadomie, mając określony cel polityczny, to na pewno nie robił tego dlatego, że wybrał opcję przynależności do cywilizacji najbardziej rozwiniętej, wyrafinowanej, dającej pewność bycia po wsze czasy w elicie ludzkości. W 966 roku los cesarstwa Bizantyńskiego nie był przesądzony: mogło ono trwać, odpierając napór islamu, samo albo łącząc się na powrót z Rzymem. Równie niewiadomy był los Zachodu: Półwysep Iberyjski był częścią cywilizacji wyznawców Mahometa, Francja dopiero krzepła, cesarstwo rzymskie na Zachodzie realnie ograniczało się do państewek niemieckich, od których na wschód i północ wciąż wiele było krain pogańskich, a i papież też nie był w stanie wyjść poza to niewiele, które dał mu Karol Wielki. Łatwo popuścić więc wodze wyobraźni i zobaczyć Mieszka chrzczonego w greckim obrządku, którego potomkowie budują wielkie słowiańskie państwo tworzące zrazu pomost między Wschodem i Zachodem, a z czasem inicjujące Wschodu z Zachodem ponowne i ostateczne zjednoczenie. Jeżeli ruch skrzydeł motyla w Szanghaju może przesądzić o tornadzie w Oklahomie, to tym bardziej chrzest Mieszka w greckim obrządku mógł przestawić losy świata na inny tor. A: gdyby Mieszko się nie ochrzcił i jego mały kraj z czasem upadłby pod naporem niemieckich książąt… cóż by z tego mogło wyniknąć (dobrego i złego) dla historii świata? Itd. Itp. Mieszko w momencie chrztu nie widział niezliczonych wariantów przyszłości, wśród których jedne wydają się być mniej, a inne bardziej prawdopodobne; chrzest miał załatwić wymogi bieżącej polityki, a nie służyć jakiejś wielkiej wizji (medal za nieskończoną skromność temu, kto patrząc na świat X-tego wieku, wnioskowałby, że kilka stuleci później na kontynencie północno amerykańskim, powstanie mocarstwo założone przez uciekinierów z zachodniej Europy). Jeszcze inaczej: ze swojej perspektywy, Mieszko wybrał opcję mającą przynieść jego władzy określone korzyści; biorąc zaś pod uwagę przyszły los jego państwa i kolejnych pokoleń tych, co je zamieszkiwali, konsekwencje chrztu w obrządku łacińskim były wielką niewiadomą.
Na Wschodzie bez zmian: rządzą determinizm i prosty opis świata
Tożsamość wspólnoty przesądzona raz na zawsze; ciągłość rozumiana, jako niezmienność obranych przez nią celów… istnieją jedynie w wyobraźni ideologów, jazgocie propagandzistów, chorych majakach „zawodowych zbawiaczy świata”-jak pisał o nich Paweł Jasienica. "Tak mają" ludzie zarażeni wschodem-tym po upadku Bizancjum, czyli jego moskiewską wersją. Nie widzą, że państwo pierwszych Piastów, któremu nową formę i treść nadał Mieszko, wzmocnione wręcz niewiarygodnie przez jego następcę (od którego koronacji można na pewno już mówić o Polsce), dość szybko jednak upadło; tak samo szybko, dzięki niemieckiej pomocy, zostało Europie przywrócone i trwało już własnym wysiłkiem następne siedemset lat; przybierając kształt i rozwiązania ustrojowe, o których Mieszkowi nie mogło się nawet śnić. Chrzest mieszkowy nadał Polsce formę bardzo ogólną; proporcje tego, ile w nas: Rzymu, Grecji, "łacińskiego" chrześcijaństwa, a wreszcie ile miejscowych i zamiejscowych pomysłów, były ciągle zmieniane, co rusz ustalane na nowo. Mieszkowa decyzja o chrzcie, zaimplementowała nam na zawsze jasno określoną, wydawałoby się, chrześcijańską etykę. Jednak różne, w czasie i krajach Europy, było jej rozumienie! W zachodniej Europie czas: stosów, wojen religijnych, podboju świata połączonego z mordem zastanych za oceanami przedstawicieli innych kultur, przeplatał się z czasem: powstania uniwersytetów, pierwszych praw wolnościowych, wielkich odkryć w każdej dziedzinie wiedzy i wzniesienia się kultury na poziomy niedostępne innym cywilizacjom. Mieszko, o ile okoliczności miały i mają pozwolić byśmy w ogóle byli, podjął za nas decyzję o przynależności do cywilizacji, która choć zbudowana na greckich, rzymskich i chrześcijańskich fundamentach, dopiero się kształtowała i ostatecznej formy nie osiągnęła do dzisiaj (chyba, że zmienność uznamy za rdzeń jej tożsamości). Bywa, że bardziej przeczuwamy, czym jest owa zachodnia cywilizacja, do której Mieszko nas „zapisał”, niż potrafimy ją do końca zdefiniować. Rozpoznajemy wspólnotę w podobieństwie architektonicznej formy i rozwiązań prawnych. Jednocześnie pamiętamy, że na dziedzictwo europejskiej cywilizacji powoływali się wszyscy twórcy zbrodniczych ideologii, jako jeden z celów biorąc sobie jej obronę, bądź domknięcie jej dziejów, które toczą się w oparciu o „żelazną logikę”. Które więc z wartości potrafilibyśmy wymienić, jako łączące całą europejską wspólnotę? Wolność jednostki, rozdział tego co świeckie, od tego co związane z religią, tolerancja, wiara w zbawczą moc nauki… nie zdobyłoby w Europie stuprocentowego poparcia. Identycznie jest z Polską, której historię wielu chce przepuścić przez filtr własnych przekonań i wyobrażeń, zinstrumentalizować na potrzeby bieżącej polityki małych ludzi, śniących o wielkości „na miarę naszych przodków”. Nigdy nie było jednej zachodniej, łacińskiej Europy, takiej, jak chcą ją widzieć nacjonaliści wszelkich wyznań. Mieszko się przyłączył do wielu różnych wersji Zachodu, które miały się zmieniać w czasie, od wielkiego dzwonu marząc o mitycznej jedności. Co ma więc dokładnie znaczyć powtarzane bez końca zdanie, iż Mieszko zadecydował o naszej przynależności do łacińskiej Europy? Powtórzmy: ochrzczono ludzi, a nie państwo, które było projektem wykraczającym poza religijne ramy i gotowe sztance ustrojowe z przeszłości. Wszak bardzo wcześnie, Polska okazała się domem dla zdecydowanie „nie łacińskich” Żydów, Rusinów, Ormian, Tatarów; a później wszelkich odszczepieńców, których w zachodniej Europie chciano mordować za odmienną interpretację tego, co miało przecież Zachód łączyć. Polska była piękną mozaiką, krajem dziwnym w najlepszym tego słowa znaczeniu. W Rzeczpospolitej Obojga Narodów, królów wybierano, co się większości ówczesnym zachodnim Europejczykom nie mieściło w głowie, a tolerancję wpisano do norm ustrojowych, wyprzedzając oświecenie o całe dwieście lat. W piastowskiej Polsce z powodów nie do końca zrozumiałych, niewielu się paliło do uczestnictwa w krucjatach i mordowania „niewiernych”. A w wielkiej bitwie średniowiecznej Europy, na polach Grunwaldu, Polacy walczyli ramię w ramię z dopiero co ochrzczonymi Litwinami, odszczepieńcami Husytami i muzułmańskimi Tatarami, przeciwko jakże „łacińskim” mnichom, mającym skłonności do bestialstwa, wspartym przez kwiat rycerstwa zachodniej Europy. I kto w tym starciu był prawdziwie „europejski”? Kiedy mieszkańcy Rzeczpospolitej dawali się namówić na szaleństwo ortodoksji, na to, by byli bardziej „łacińscy”, wtedy spadała na nich katastrofa (szatański pomysł nawracania prawosławnych na katolicyzm i wojna domowa na Ukrainie w połowie XVII wieku są tego najlepszym przykładem). Patrząc na polską historię można więc pozwolić sobie na opinię, że najlepiej nam było z taką interpretacją mieszkowego dziedzictwa, która pozwala na życie w jednym kraju nawet tym, co z chrztem nie mają wydawałoby się nic wspólnego. I jeżeli tradycja w ogóle jest coś warta, to tego się właśnie trzymajmy.
Michał Augustyn
P.s. Jezus Chrystus król
W 966 roku Jezus Chrystus został królem sumień większości Polaków. Jego poddani dawali sobą rządzić różnie: tak to już jest z sumieniami, że ma do nich dostęp szatan, oraz całe stado myśli, w których nie miejsca ani na Boga, ani Jego upadłego anioła. Jeżeli pierwszym Jezusowym przykazaniem jest: kochaj bliźniego swego, to z realizacją tego nakazu było raz lepiej, raz gorzej. Na tle innych "narodów ochrzczonych", nie wypadamy źle. I jest tak prawdopodobnie dlatego, że staraliśmy się szukać własnych dróg rozumienia przynależności do łacińskiej Europy. Śmiem twierdzić, że Jezus Chrystus nie raz uśmiechał się z boską akceptacją patrząc, jak żyje i co robi naród mieszkający między Zachodem, który tego narodu chyba nigdy tak naprawdę nie potrzebował i Wschodem, mającym od wieków pokusę, by sąsiadować bezpośrednio z oryginałem (zachodnią cywilizacją), a nie jego, jakże niepokorną bardzo momentami udaną podróbką..